Niedźwiedź

Jowisz i Owce

Naprzykrzały się bogom częstemi prośbami
Owce, chcąc wiedzieć, co się stanie z jagniętami.
Rzekł im Jowisz: lepiej to dla was, że nie wiecie.
Ale kiedy koniecznie przyszłość dociec chcecie,
Godna kary ciekawość w uporze zacięta:
I was ludzie wygubią i wasze jagnięta.
W ścisłym kręgu ciekawość naszę trzeba mieścić:
Wie niebo, co nam taić; wie, co nam obwieścić.

Rolnik

Gospodarz we dwójnasób chcąc zyskiwać z roli,
Dobry grunt raz i drugi uprawiał dowoli:
A chcąc nadto zyskować, sam sobie zaszkodził,
Zamiast zboża, zszedł kąkol i chwast się urodził.

Nocni Stróże

Małe złego początki wzrastają z uporu:
Zawżdy ludzi omamia płochy punkt honoru.
Miasto jedno w ustawnej zostawało trwodze,
Jędrzej, Piotr, nocni stróże zawzięli się srodze:
Więc rozruch w domach, w karczmach, na każdej ulicy,
Piotra wójt utrzymywał, Jędrzeja ławnicy.
Za mężami szły żony, za starszemi dzieci,
Przeniósł się wreszcie rozruch od mieszczan do kmieci,
Wojna zatem, i oto przez lat kilkanaście:
Piotr krzyczał, gaście ogień: Jędrzej, ogień gaście.

Filozof

Zaufany Filozof w zdaniach przedsięwziętych,
Nie wierzył w Pana Boga, śmiał się z wszystkich świętych.
Przyszła słabość, aż mędrzec, co firmament mierzył,
Nie tylko w Pana Boga, i w upiory wierzył.

Zwierzęta i Niedźwiedź

Pod lwem starym ustawną prowadziły wojnę:
Młody, że panowanie obiecał spokojne,
Cieszyły się zwierzęta; niedźwiedź cicho siedział.
Spytany, czego milczy? wręcz im odpowiedział:
Zatrzymajmy się jeszcze z tą wieścią radosną,
Aż młodemu lewkowi pazury urosną.

Strumyk i Fontanny

Impet wody w fontannach gdy ogromnie huczał,
Strumyk blisko płynący zazdrościł i mruczał.
Pękły rury, co wody hojnie dodawały:
Strumyk płynął, jak pierwej, fontanny ustały,
Nastąpiła po żalu radość niewymówna:
Poznał, że kunszt naturze nigdy nie wyrówna.

Skarb

Znalazł skarb człek bogaty, widział to ubogi:
Gdy więc bluźni Opatrzność, skarży się na bogi,
Rzekł mu Jowisz: poczekaj, co się dalej stanie:
Wtem ów bogacz skończywszy skarbów odkopanie,
Przenosił je do domu: a że dźwigał w nocy,
Wpadł w chorobę z niewczasu, i umarł z niemocy.
Bierz tę zdobycz, rzekł Jowisz: a nie sądź z pozoru,
Karze czasem Opatrzność, gdy przyczynia zbioru.

Talar i czerwony złoty

Talar zwierzchnią postacią swoją okazały,
Gardził czerwonym złotym, dla tego że mały;
Gdy przyszło do zmieniania, nie patrzano miary,
Złoty pieniądz, choć mały, wart był dwa talary.

Niedźwiedź i Liszka

Rozumiejąc, że będzie towarzyszów bawił,
Niedźwiedź, według zwyczaju, nic do rzeczy prawił.
Znudzeni temi bajki, gdy wszyscy drzymali,
Gniewał się wilk na liszkę, że niedźwiedzia chwali;
Rzekła liszka: mnie idzie o ochronę skóry:
Niezgrabną ma wymowę, lecz ostre pazury.

Pieniacze

Po dwudziestu dekretach, trzynastu remissach,
Czterdziestu kondemnatach, sześciu kompromisach,
Zwyciężył Marek Piotra; aże się zbogacił,
Ostatnie trzysta złotych za dekret zapłacił.
Umarł Piotr, umarł Marek, powróciwszy z grodu,
Ten co przegrał, z rozpaczy, ten co wygrał, z głodu.
Lew

Lew i Zwierzęta

Gdy się wszystkie zwierzęta u lwa znajdowały,
Był dyskurs: jaki przymiot w zwierzu doskonały?
Słoń roztropność zachwalał, żubr mienił powagę,
Wielbłądy wstrzemięźliwość, lamparty odwagę;
Niedźwiedź moc znamienitą, koń ozdobną postać;
Wilk staranie przemyślne, jak zdobyczy dostać;
Sarna kształtną subtelność, jeleń piękne rogi,
Ryś odzienie wytworne, zając rącze nogi,
Pies wierność, liszka umysł w fortele obfity,
Baran łagodność, osieł żywot pracowity.
Rzekł lew, gdy się go wszyscy o zdanie pytali:
Według mnie, ten najlepszy, co się najmniej chwali.

Trzcina i Chmiel

Chmiel się wił koło trzciny, miał jej dopomagać.
Wspierał ją; ale kiedy zbyt się zaczął wzmagać,
Rzekła trzcina, daj pokój, już ja mocno stoję,
Już i bez twego wsparcia wiatrów się nie boję.
Mylisz się, chmiel jéj rzecze, przyjdą wiatry gorsze.
Więc gdy coraz gałązki rozpościerał sporsze,
Przyszło wreszcie do tego: wiatr trzcinę ocalił,
A chmiel, co miał podeprzeć, złamał i obalił.

Owieczka i Pasterz

Strzygąc pasterz owieczkę, nad tém się rozwodził,
Jak wiele prac ponosi, żeby jéj dogodził.
Że milczała, niewdzięczna! żwawie ją ofuknie.
Więc rzekła: Bóg ci zapłać... a z czego te suknie?

Szkatuła ze złotem, wór z kaszą

Szkatuła pełna złota śmiała się raz z wora;
Tegoż właśnie złodzieje do skarbu wieczora
Wkradli się, zamek zdarli, zawiasy odkuli.
I żeby złota dostać, szkatułę popsuli.
Widząc wór, który z kaszą odpoczywał w oknie,
Że w kawałki rozbita na podwórzu moknie,
Rzekł do niéj: jam ocalał, mając tylko kaszę.
Nie trzeba się wynosić z tego, co nie nasze.

Małżeństwo

Chwałaż Bogu! widziałem małżeństwo nie modne,
Stadło wielce szczęśliwe, uprzejme i zgodne:
Stateczna była miłość z podziwieniem wielu.
To szkoda, że mąż umarł w tydzień po weselu!

Łakomy i Zazdrośny

Porzuciwszy ojczyznę i żony i dzieci,
Szedł łakomy z zazdrośnym, Jowisz z nimi trzeci.
Gdy kończyli wędrówkę, bożek im powiedział:
Jestem Jowisz: i żeby każdy o tém wiedział,
Proście, o co chcecie: zadosyć uczynię
Pierwszemu, a drugiemu w dwójnasób przyczynię.
Nie chce być piérwszym skąpy, i stanął jak wryty,
Nie chce mówić zazdrośny równie nieużyty.
Nakoniec kiedy przeprzeć łakomcę nie może,
Wyłup mi jedno oko, rzecze, wielki boże!
Stało się. I co mieli zyskać w takiéj dobie,
Stracił jedno zazdrośny, a łakomy obie.

Dwa psy

Dlaczego ty śpisz w izbie, ja marznę na mrozie?
Mówił mopsu tłustemu kurta na powrozie.
Dlaczego! ja ci zaraz ten sekret wyjawię,
Odpowiedział mops kurcie: ty służysz, ja bawię.

Przyjaciele

Uciekam się, rzekł Damon, Aryście do ciebie,
Ratuj mnie, przyjacielu, w ostatniéj potrzebie:
Kocham piękną Irenę. Rodzice i ona
Jeszcze na moje prośby nie jest nakłoniona.
Aryst na to: wiész dobrze, wybrany z śród wielu,
Jak tobie z duszy sprzyjam, miły przyjacielu.
Pójdę do nich za tobą; jakoż się nie lenił,
Poszedł, poznał Irenę, i sam się ożenił.

Gospodarz i drzewa

Gospodarz o ozdobie myśląc i wygodzie,
Zbyt obcinał gałęzie drzew w swoim ogrodzie.
Przyszła jesień, daremnie na wiosnę pracował,
I szpaleru nie zrobił, i drzewa popsował.

Filozof i Orator

Filozof dysputował o prym z oratorem.
Gdy się długo męczyli mniej potrzebnym sporem,
Nadszedł chłop. Niech nas sądzi, rzekli razem oba;
Co ci się, rzekł Filozof, bardziej upodoba,
Czy ten, który rzecz nową stwarza i wymyśla,
Czy ten, co wymyśloną kształci i okryśla?
My się na tém, chłop rzecze, prostacy nie znamy,
Wolałbym jednak obraz, aniżeli ramy.
Słowik

Człowiek i zdrowie

W jednę drogę szli razem i człowiek i zdrowie.
Na początku biegł człowiek; towarzysz mu powie:
Nie śpiesz się, bo ustaniesz... Biegł jeszcze tym bardzi,
Widząc zdrowie, że jego towarzystwem gardzi,
Szło za nim, ale z wolna. Przyszli na pół drogi:
Aż człowiek, że z początku nadwerężył nogi,
Zelżył kroku na środku. Za jego rozkazem
Przybliżyło się zdrowie, i odtąd szli razem.
Coraz człowiek ustawał, a że się zadysza,
Prowadź mię, iść nie mogę, rzekł do towarzysza.
Było mnie zrazu słuchać, natenczas mu rzekło;
Chciał człowiek odpowiedzieć... lecz zdrowie uciekło.

Konie i Furman

Koniom, co szły przy dyszlu, powtarzał woźnica:
Nie dajcie się wyprzedzić tym, co są u lica.
Goniły się pod wieczór, zacząwszy od rana.
Wtem jeden z przechodzących, rzecze do furmana.
Cóż ci ztąd, że cię słucha głupich bydląt rzesza?
A furman: konie głupie, ale wóz pośpiesza.

Słowik i Szczygieł

O prym, kto lepiej śpiewa, szedł szczygieł z słowikiem;
Stanęli więc obadwa przed sędzią czyżykiem.
Wygrał szczygieł: zadziwił wszystkich dekret taki.
Zleciały się natychmiast do słowika ptaki:
Żałujem cię, żeś przegrał, czyżyk sędzia zbłądził.
A ja tego, rzekł słowik, który mnie osądził.

Komar i Mucha

Mamy latać, latajmyż nie górnie, nie nisko.
Komar muchy tonącej mając widowisko,
Że nie wyżej leciała, nad nią się użalił:
Gdy to mówił, wpadł w świecę, i w ogniu się spalił.